wtorek, 1 listopada 2011

Otworzyłam oczy. Przez kilka sekund ciągle nie docierały do mnie żadne odgłosy. Dla normalnego człowieka to chwila, której nawet nie zauważy, ale dla mnie, maga, trwała ona wieczność. Wiedziałam, że coś się dzieje. Inaczej nadal bym spała. A raczej hibernowała, znajdując się na granicy snu i jawy.
Krzyk. Długi, trwający wiecznie krzyk. Nie do wytrzymania. Był to pierwszy odgłos, jaki usłyszałam. Po chwili zaczęłam słyszeć tentent kopyt, stukot stali i dźwięk napiętych cięciw. Szybko wstałam, odrzucając na bok pled z jagnięcej skóry. Ruszyłam w stronę wyjścia z namiotu.
Jak tylko odchyliłam tkaninę zasłaniającą wejście i zdołałam rozejrzeć się, zobaczyłam prawdziwe piekło. Mój wyostrzony wzrok wskazywał mi poszczególne potyczki między stronami. Widziałam spłoszonego gniadosza, gdy ciało jego jeźdźca przeszył pocisk. Obraz natychmiast został zastąpiony innym. Teraz patrzyłam, jak dwóch białych złapało jednego z naszych i wlokło do białej furgonetki. Wizje mieszały się ze sobą, a każda kolejna była gorsza od poprzedniej. Wszystkie te malutkie sytuacje składały się na obraz bitwy. Sytuacja mojego plemienia nie była zbyt ciekawa. Nasze łuki i lekkie tarcze nie mogły się równać z amunicją wystrzeliwaną z broni palnej. Mieliśmy konie, co zapewniało nam większą szybkość i zwrotność od tej, którą mieli poruszający się pieszo wrogowie. Kilka milimetrów ode mnie przeleciała ołowiana kula, co natychmiast pobudziło mnie do działania i przypomniało jak niebezpieczna jest sytuacja w której się znalazłam. Cichutko gwizdnęłam i obok mnie pojawił się czarny ogier. Sięgnęłam tylko do namiotu i wyciągnęłam łuk wraz z strzałami i 2 noże. Była to jedyna broń, którą umiałam się posługiwać. Nie zwlekając wskoczyłam na grzbiet Kousakvanana. W moich dłoniach natychmiast znalazł się naciągnięty łuk. W kolejnej sekundzie zatruta strzałka przebiła pierś białego mężczyzny, który właśnie przeładowywał broń. W przeciągu kolejnych kilku sekund wystrzeliłam kolejne strzałki. Nie wszystkie trafiały w cel. Nie potrafiłam przewidzieć ruchów osoby, którą chciałam trafić. Nie szkolono mnie do walki.Prawdę mówiąc, to w nas plemieniu pełniłam bardziej rolę agenta. Przystosowno mnie do zbierania informacji, do skrytobójstwa, do omijania, neutralizowania i zastawiania wymyślnych połapek. Ale nie do walki na otwartym polu. Czułam jak mojej serce bije coraz szybciej rozprowadzając adrenalinę w całym moim ciele. Byłam coraz bardziej przerażona, ale jeszcze potrafiłam w miarę jasno myśleć. Zmusiłam się do metodycznego strzelania. Tak jakbym była na strzelnicy. Nagle poczułam jak moją nogę przeszywa okropny ból. Po mojej nodze spłynęła krew. Zachwiałam się, kiedy dotarło do mnie co się stało. Nie byłam w stanie myśleć. Zadziałałam instynktownie, zamknęłam oczy i rozluźniłam część mięśni. Moja podświadomość opuściła moje ciało i przyłączyła się do świadomości konia. W moim ciele' zostało już tylko tyle, abym mogła strzelać. Teraz kiedy nie czułam już bólu i strachu łączącego się z moim ciałem, uznałam, że mogę skorzystać ze swojej mocy. Pole bitwy jawiło mi się jako wiele pomarańczowych ruszających się punkcików. Otworzyłam swój umysł i zalała mnie fala myśli. Powoli odcinałam wątki, aż został tylko jeden. Uśmiechnęłam się do siebie. Stałam się wielkim przekaźnikiem. Wszystko, co pomyślał generał europejskich wojsk, natychmiast wędrowało do umysłu mojego przywódcy. Na szybko splotłam kilka zaklęć. Biali padli, ogłuszeni moimi czarami. Szala zwycięstwa powoli przechylała się w naszą stronę. Teraz naszedł czas na to, co umiałam najlepiej. Utorowałam sobie drogę do generała. Wróg zbyt późno zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Zdążył tylko spojrzeć na mnie z przerażeniem, nim runął na ziemię z sercem przebitym nożem. Wyciągnęłam broń z jego piersi i pojechałam w sam środek walki. Nadal rzucałam uroki, choć wiedziałam, że są bardzo niestabilne. W armii wroga wybuchła panika. Ocalali uciekali do swoich pojazdów lub wbiegali do dżungli. Część naszych ludzi ruszyło za nimi i już po chwili przyprowadziło spowrotem spętanych mocnymi lianami. Zeszłam z konia i pomogłam ułożyć ogromny stos z poległych europejczyków. Ktoś z naszych podłożył ogień i całą polanę zalał ciepły blask. Pokolei podchodziłam do ułożonych w rząd ciał ludzi z mojego plemienia. Kładłam rękę na ich piersi i zmawiałam cichą modlitwę. Później czarem sprawiałam, że szczątki zapadały się w ziemię. Do oczu napływały mi łzy, kiedy patrzyłam na martwe twarze dobrze znanych mi osób. Kiedy skończyła się cała ceremonia, byłam wykończona. Wskoczyłam na grzbiet mojego wierzchowca i ruszyłam w stronę namiotu sanitarnego, aby spotkać się z moim dowódcą.

7 komentarzy:

  1. Fajne, fajne. Zaciekawiło mnie to. Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Kolejny rozdział już napisałam. Najwcześniej za 2 tygodnie następny, chyba, że dorwę gdzieś neta. Na pocztę lub gg piszcie mi jakieś pomysły lub informacje o ewentualnych błędach. Pozdrawiam i życzę udanych ferii, przede wszystkim w woj. Opolskim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne, napradwe fajnie sie zaczyna, a te wzmianki o konach - byle bylo ich więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten cały "Krzyk Długi" jakoś tak dziwnie zabrzmiał, wybijając z rytmu czytania. Jako, że piszę komentarz na bieżąco, a nie po skończeniu działu, powiedz mi co miałaś na myśli pisząc "Krzyk Długi"?

    Poza tym cięciwa nie może jęczyć, jękać i tak dalej. Jęk bardziej pasuje do istot żywych, a nie martwych. Dlatego powinnaś rozważyć zamienienie tego słowa na inne.

    7 i 8 linijka, powtarzasz słowo "namiot" - nie elegancko to brzmi, więc zamień jedno słowo jakimś synonimem, albo wyrazem bliskoznacznym.

    Do zabijania "przewódców"? Miałaś chyba na myśli "przywódców"?

    Przed powtórzonym "i" stawiamy przecinek.

    Znów niezrozumiały błąd. "Przewódze"? Czy aby na pewno to miałaś na myśli?

    W opowiadaniach nie piszę się cyfr, w zapisie arabskim, tylko słownie.

    W przedostatnim zdaniu, błąd w słowie. "Chowane" zmarłych?


    Mówiąc bez ogródek. Rozdział nie zachęca do dalszego czytania. Widać, że miejscami brakuje jakiegoś szlifu literackiego. Zdania czasami czyta się dobrze, płynnie przechodząc od jednego do drugiego, lecz dość często są niezbyt poprawne merytorycznie. Powinnaś poświęcić trochę czasu na doszlifowanie opowiadania nim udostępnisz je innym. Nim coś napiszesz, odczekaj jakiś czas, przeczytaj jeszcze raz i popraw błędy, które Ci się rzucą w oczy, po czym udostępniaj śmiało.

    Opowiadanie ocenił bym na 3 z plusem w skali szkolnych ocen. Póki co, nie poleciłbym opowiadania znajomym, bo tak na prawdę nic się nie dzieje. Niby, że jakiś tam najazd wrogiego plemienia, gdzie wynikła z tego bitwa była skrócona do maksimum i opisana w paru lakonicznych zdaniach. Powinnaś napisać trochę więcej o tej bitwie. Ogólnie jednak nie jest źle. Jeśli będziesz dalej szlifować swój warsztat techniczny, to przez kilka lat dojdziesz do na prawdę zadowalającego efektu.


    Pozdrawiam;
    Irek K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za opinię. Korzystając z pana wskazówkami poprawiłam post. Przeczytam go jeszcze raz jutro i jeszcze trochę doszlifuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za opinię. Korzystając z pana wskazówkami poprawiłam post. Przeczytam go jeszcze raz jutro i jeszcze trochę doszlifuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mów mi na per Ty, nie na per Pan :)

    OdpowiedzUsuń