czwartek, 31 stycznia 2013

Nie chciałam otwierać oczu, pomimo, że całym pokojem wstrząsał ostry dźwięk dzwonka. Relaksujący sen nie chciał mnie wypuścić ze swoich objęć. Po raz pierwszy od dawna poczułam się całkowicie bezpieczna. Nie chciałam, aby to odczucie znikło. Po chwili otworzyłam oczy i wyłączyłam dzwonek. Ubrałam się w wygodny strój, który jednocześnie pozwalał mi na ukrycie boni i zeszłam na śniadanie. Na stole obok parującej jajecznicy leżała kartka. Pobieżnie ją przeczytałam. Zawierała instrukcje dotyczące mojej pracy. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam imię Skittish. Cieszyłam się na ponowne spotkanie z tym krnąbrnym konikiem. Podekscytowana dobrze zapowiadającym się dniem, szybko dokończyłam śniadanie i wyszłam na dziedziniec. Ruszyłam w stronę siodlarni i zabrałam się za przygotowanie mieszanki dla koni. Zwierzęta zjadły ją ze smakiem podczas, gdy ja kolejno je czyściłam. Później przyszła kolej na pracę. Zabrałam Legno, Albero'a i Skittish'a na mniejszy wybieg. Dosiadłam pierwszego z nich, a reszcie pozwoliłam biegać. Podczas jazdy starałam się zachęcić inne konie do dołączenia do nas. Skittish natychmiast zaczął biec za mną. Albero chwilę się wahał, ale w końcu zrównał się z moim wierzchowcem. Prowadziłam ten mały zastęp pewnie, ale nie zmuszając koni do niczego. Już po kilku minutach poczułam jak ich mięśnie się rozluźniają. Pozwoliłam im zwiększyć prędkość i zaczęłam wykonywać ćwiczenia opisane na kartce. Za dobrą pracę nagrodziłam je kilkoma kółkami galopu. Zaprowadziłam zwierzęta na pastwisko. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch. Czekałam na jego powtórzenie. Jest! Dyskretnie wyjęłam nóż z pochwy. Przygotowałam się do ciosu. Odwróciłam się w chwili, gdy ten człowiek znalazł się dokładnie za mną. Mój nóż zarył o nie materialną zasłonę stworzoną w jednej chwili przez przeciwnika. Opuściłam rękę. Spojrzałam w jego szare oczy próbując znaleźć lukę w obronie. Jednocześnie nakładałam coraz to nowsze warstwy własnej. Zalazłam małą dziurkę tuż nad łydką maga. Posłałam tam wiązankę czystej mocy. Mężczyzna skrzywił się, gdy energia dosięgła jego nogi. Zachwiał się i natychmiastowo przeniósł ciężar ciała na zdrową kończynę. Zbombardował moją osłonę gradem wściekłych ciosów. Cofnęłam się. Przygotowywałam coś o wiele większego. Moje ciało drżało od energii, gdy cierpliwie splatałam z sobą jej cząstki. W końcu posłałam tą plecionkę magii w jego stronę. Umysłem zobaczyłam jak jego osłona pęka. Siła uderzenia popchnęła go w tył. Upadł uderzając głową o twarde ogrodzenie. W okół pojawiło się pełno krwi. Podbiegłam do niego i sprawdziłam puls. Słaby, ale wyczuwalny. Założyłam mocną blokadę na jego moc i pobiegłam w stronę stajni. Wpadłam jak wicher do domku dla pracowników i chwyciłam telefon. Wykręciłam numer na pogotowie. Dyspozytorka przyjęła moje zgłoszenie i wysłała karetkę. Wróciłam z apteczką do poszkodowanego. Delikatnie przy pomocy magii i odpowiednich środków pierwszej pomocy zatamowałam krwawienie oraz upewniłam się, że nie ma żadnych innych poważnych urazów. Poza złamaniem kilku kości, był w dobrej formie. Usiadłam obok niego na trawie i czekałam na profesjonalną pomoc. Wiedziałam, ze mogłabym wszystko naprawić za pomocą magii, ale nie wiedziałam jak jego organizm zareaguje na tą samą energię, która wyrządziła mu tyle szkód. Pochyliłam się i dotknęłam palcami jego oczu i ust. Odebrałam mu jego magię. Było to tylko zabezpieczenie na wypadek, gdyby złamał blokadę. W oddali usłyszałam sygnał karetki. Podbiegli do nas sanitariusze. Przenieśli go na nosze, a mnie po pobieżnym zbadaniu poprowadzili do samochodu policji. Młody chłopak w niebieskim mundurze pomógł mi wsiąść i zawiózł na komendę. Tam zostałam wprowadzona do dużego pokoju z lustrem weneckim. Usiadłam na jedynym wolnym krześle. Poczułam zmęczenie spowodowane zużyciem tak dużej ilości mocy. Mimowolnie oparłam się o stół i pozwoliłam mojemu ciału się regenerować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz